
Zatańczyć niewolę
Ruch, spojrzenia, garść idiotycznych słów. To wszystko. Bez ozdobników i dodatków czy natrętnego moralizatorstwa. Na pustej scenie tancerka, Lisbeth Gruwez, uniwersalizuje doświadczenia mas, odkrywa w egzystencji ludzkiej niezmienne mechanizmy podporządkowywania, motywacje zachowań i pragnień.
Ciało artystki niejako żongluje słowami skandalizującego telekaznodziei Jimmiego Swaggarta: ustanawia kolejne sylaby, wyrazy i zdania, które przeradzają się w niepokojące krzyki, przerażające, choć bezgłośne, pojękiwania. Ekstatyczny trans, w który popada tancerka odkrywa, zakamuflowane doskonałą retoryką, wojujące aspiracje demagogicznej mowy. Gruwez demaskuje obecny w sztuce słowa potencjał do opętania dusz. Obnaża ukrytą pod przykrywką Boga i Ducha Świętego hipokryzję i fanatyzm oraz każe nam słuchać pustki, w którą wierzą tłumy.
Występ tancerki ma charakter emocjonalno-artystyczny. Został oparty na schemacie dramatu rozgrywającego się między jednostkami a władzą – kościelną i polityczną. Dualizm ten wyraża samo ciało i taniec Gruwez. Zderzeniu ulega tutaj słowo z materią, siła charyzmatycznego przywódcy z nieuformowaną świadomością mas. Demagog spotyka się z ludem, a poczucie zagrożenia przeplata rosnące pożądanie. Jednocześnie działają mechanizmy przenikania i przyswajania. Przetłumaczone na gesty słowa zbliżają język do doświadczenia fizycznego. Pozornie ulotne przemówienie działa jak broń, namacalne narzędzie tortur. Analogicznie ciało, coraz bardziej rozpalone, naznaczone drgawkami obłędu, zyskuje nowy wymiar – staje się abstrakcyjną metaforą bezradności, stopniowo stygnącej świadomości. Szalony głos z głośnika zgniata mózg.
Na scenie doświadczamy przeobrażenia artystki. Manipulacja działa cicho i z ukrycia, niepostrzeżenie przejmuje kontrolę nad umysłami i duszami tłumów, ujednolica i otępia. Z coraz większą intensywnością ufamy manipulatorom i uznajemy ich prawdy za własne. W końcu, w powstałym z hipnozy uniesieniu, pozwalamy poprowadzić się tam, gdzie, tak naprawdę, nigdy nie chcielibyśmy się znaleźć – do źródeł maskowanej euforią niewoli. W strumieniu obsesyjnie powtarzanych mantr zatracają się nie tylko słuchacze. W trans zapada sam mówca-dyktator. Dramaturgia zatracania budowana jest za pomocą powtórzeń i przyspieszeń. Agresja, nastroje i dźwięki – oto sedno mocy spektaklu Gruwez.
Aktorka powtarza fragmenty kazań Swaggarta, ale sama też staje na barykadzie – tańczy w twórczym proteście przeciw manipulacji. Sekwencja za sekwencją, przepuszcza przez siebie następne zdania, w których wszystko się cyklicznie powtarza. Prezentuje kolejne odsłony uwięzienia. Tańczy. Z ruchów, spojrzeń i coraz szybszych oddechów tworzy dramat tych, którzy uwierzyli wrzeszczącej, upersonifikowanej pustce. Zniewolenie niejako pęcznieje, zaczyna wyłazić przez stopy, ramiona, palce. To początek uwięzienia, skrajnej beznadziei uwięzionej w ironicznym rytmie potwornej ekstazy. Pusta scena jest niczym arena i choć brak oprawcy, niewątpliwie odbywa się tutaj bezkrwawa tresura, czyli ubezwłasnowolnienie duszy. Nie ma świata za oknami, pewnie nie ma też Boga. Świat oscyluje między czernią a szarością. Zamiast tłumu, jest kobieta, ciało zamiast masy. Artystka przez pięćdziesiąt minut próbuje wytańczyć własną słabość. Pokazać desperacja tłamsi człowieka. Czysto, niespiesznie, wszystko zmierza ku klęsce jednostki.
Na końcu coś pęka w gardle. Muzyka nagle zmienia intonację. Coś się stało. Przemiana albo urok. Coś bardzo złego, coś nie do zniesienia, a jednak tak kończy się spektakl. Tancerka odchodzi daleko, sięga dna? Czy należy za nią pójść? Tego już nam nie powie.
Alicja Muller, Teatralia Kraków
37.Krakowskie Reminiscencje Teatralne, 5-11 października 2012
Lisbeth Gruwez
It’s going to get worse and worse and worse, my friend
koncepcja, choreografia, taniec: Lisbeth Gruwez
kompozycja, aranżacja dźwięku, asysta: Maarten Van Cauwenberghe
stylizacja: Veronique Branquinho
współpraca artystyczna: Bart Meuleman
reżyseria światła: Harry Cole