
W tym szaleństwie jest metoda… ale na co? (Kronos)
Kronos Krzysztofa Garbaczewskiego wywołuje skrajne emocje. Ale nie ze względu na to, że niektóre z elementów da się ocenić pozytywnie, a inne negatywnie. Tę ambiwalencję widzę raczej w tym, że każdy z kontrowersyjnych pomysłów reżysera można jednocześnie uznać za jego sukces i porażkę, a te same sceny mogą budzić zarówno zachwyt, jak i irytację. To jeden z powodów, dla których spektakl okazuje się trudny w odbiorze i ocenie.
Kolejnym utrudnieniem jest rozstrzygnięcie, co w Kronosie było zamierzone, a co przypadkowe. Czy zacinający się obraz z kamer, wyświetlany na żelaznej kurtynie, był celowym zabiegiem reżysera i czy miało to wpływać na odbiór spektaklu? Czy kiedy po dłuższym braku wizji na scenę wkroczyła pracowniczka teatru i zapowiedziała przerwę związaną z problemami technicznymi, również było to z góry zaplanowane? Kłopoty z oceną autentyczności tego rodzaju „zakłóceń” skutecznie odciągają uwagę od treści i każą skupiać się na kwestiach pobocznych, które w efekcie stają się pierwszoplanowymi. Wywołuje to pewien opór – w końcu nie chcemy być bezwolnymi marionetkami, z którymi reżyser robi, co zechce. Mimo to dajemy się wciągnąć w jego grę. Dzieje się tak, kiedy przez pierwsze kilkanaście minut na kurtynie wyświetlany jest napis „SPEKTAKL ODWOŁANY”, a widzowie błądzą wzrokiem po całej sali w poszukiwaniu… czegokolwiek. Czegoś, co by temu komunikatowi zaprzeczało – aktora przygotowującego się do wejścia na scenę, innego napisu, świateł skupionych w miejscu, gdzie zaraz rozpocznie się spektakl. Trudno nie szukać i nie zastanawiać się, co Garbaczewski chciał w ten sposób osiągnąć.
Pomiędzy inscenizacyjnymi niedopowiedzeniami i metateatrem, skonstruowanym przez reżysera, na scenie pojawiają się kolejni aktorzy, którzy wygłaszają własne kronosy. Kronos Gombrowicza też się tu przewija, i to dosłownie. Został on bowiem ograniczony do tekstu umieszczonego na pasku w dole ekranu, na którym wyświetlane są filmy i obrazy rejestrowane na żywo przez kamery. Aktorzy snują swoje historie na różne sposoby: Adam Cywka odczytuje kronos z kartki, Wojciech Ziemiański improwizuje, dyktując swoją opowieść Sylwii Boroń, która spisuje jego słowa na laptopie. Wszystkie te wynurzenia łączy to, że miały w swym założeniu być – tak, jak wspomnienia Gombrowicza – intymne i miały zawierać pikantne szczegóły z życia autora. To nawiązanie jest czytelne, choć w praktyce dość nieudane, ponieważ narracje, zamiast intrygować autentycznością, stają się karykaturami kronik. Tylko Ziemiański radzi sobie z konwencją, gdy gubi wątek, zmienia chronologię zdarzeń i sam nieco gubi się we własnej przeszłości. Do tego tekst Boroń, kobiety, która na pytanie o to, czy chce się napić kawy, odpowiada: „tak, chętnie, bo jeszcze tu posiedzimy…”. To idealne podsumowanie wieczoru.
Drugim trafnym podsumowaniem, metakomentarzem do spektaklu, jest wypowiedź Adama Szczyszczaja, który w krótkim filmiku przedstawia wszystkie głosy oburzenia, jakie po Kronosie mogą podnieść krytycy, widzowie, a także ci, którzy nie widzieli, ale mają najwięcej do powiedzenia. Mówi on, że odcina się od całego projektu, że nie rozumie, co zaszło na scenie i jaki to ma związek z Gombrowiczem. Nie brakuje okrzyku „hańba”, ostatnio bardzo popularnego. Aktor wychodzi następnie na scenę, by opowiedzieć swój kronos i odśpiewać pseudowzruszającą pieśń przy gitarowym akompaniamencie Julii Marcell, odpowiedzialnej za oprawę muzyczną spektaklu. Zanim zacznie śpiewać, ze swego miejsca na widowni rusza Bogusław Litwiniec, który nie tyle wykrzykuje (zresztą niewyraźnie) słowa protestu, ile podpisuje się pod protestem zawartym w wideowypowiedzi Szczyszczaja i opuszcza salę, nawołując do ratowania teatru. Tego już chyba Garbaczewski nie wymyślił… wymyślił jednak wszystko to, co tego i innych widzów skłania do reakcji i ożywionego komentowania.
Garbaczewski jest świadomym twórcą teatralnego skandalu, który został ukryty pod szyldem „Kronos Witolda Gombrowicza”. Ale to przecież nic nowego, że to, co oglądamy na scenie, jest bardzo luźno – lub prawie wcale nie jest – powiązane z utworem, który spodziewamy się zobaczyć. Reżyser w niebanalny sposób zaprasza do dyskusji nad współczesnym teatrem – tworzy spektakl na granicy absurdu i dołącza tym samym do grupy twórców, którzy w tej dyskusji będą najbardziej napiętnowani.
Katarzyna Mikołajewska, Teatralia Wrocław
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 81/2013
Teatr Polski we Wrocławiu
Kronos
Witold Gombrowicz
adaptacja sceniczna i reżyseria: Krzysztof Garbaczewski
scenografia: Aleksandra Wasilkowska
kostiumy: Svenja Gassen
wideo: Robert Mleczko
reżyseria światła: Bartosz Nalazek
muzyka: Julia Marcell
asystent reżysera i koordynator projektu: Radek Mirski
asystent scenografa: Małgorzata Matera
inspicjent: Ewa Wilk
sufler: Magdalena Kabata
charakteryzacja: Mateusz Stępniak, Marianna Bartnicka
garderobiane: Anna Dobosz, Lucyna Domańska, Beata Mazurkiewicz, Joanna Zborowska
montażyści: Adam Buraczek, Grzegorz Kloc, Daniel Mariański, Paweł Stanaszek, Grzegorz Sznajder, Łukasz Szyszka
rekwizytor: Marek Iwanaszko
realizacja światła i projekcji: Dariusz Bartołd, Kazimierz Blacharski, Paweł Olszewski
realizacja dźwięku: Rafał Dudek, Tomasz Zaborski
obsada: Sylwia Boroń, Agnieszka Kwietniewska, Halina Rasiakówna, Ewa Skibińska, Janka Woźnicka, Marta Zięba, Adam Cywka, Andrzej Kłak, Cezary Łukaszewicz, Marcin Pempuś, Paweł Smagała (gościnnie), Adam Szczyszczaj, Wojciech Ziemiański
premiera: 15 grudnia 2013
fot. Natalia Kabanow
Katarzyna Mikołajewska – rocznik 1989. Absolwentka kulturoznawstwa i studentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, w „Teatraliach” od 2010 roku. Współpracuje także z portalem e-splot. W teatrze lubi być intelektualnie przeczołgana. Najlepiej przez Warlikowskiego.