
Przypowieść o tym jak Panienka A. w świątynię sztuki powątpiewać zaczęła (Kumernis, czyli o tym jak świętej panience broda rosła)
Spektakl Kumernis Teatru Muzycznego w Gdyni trudno uwolnić od porównania z pewną książką nieco zbieżną tematycznie. Mowa tu o Żywotach świętych osiedlowych autorstwa Lidii Amejko, które w formie zgrabnych przypowiastek ukazują mieszkańców blokowiska jako na swój sposób świętych. Filozoficzne wywody mieszają się w niej z bluzgami stałych klientów monopolowego, a przejawy świętości z prostytucją. Jednak główną cechą, która wyróżnia tekst Amejko i czyni go interesującym, jest inteligentny humor pełniący rolę wentylu, który chroni od popadnięcia w nadmierną świętoszkowatość z jednej strony, z drugiej zaś od przytłoczenia wulgarnością. Tego bufora tak bardzo brak w Kumernis Agaty Dudy-Gracz, że spektakl w pewnym momencie staje się po prostu nie do udźwignięcia.
Reżyserka sięga do legendy o świętej Wilgefortis, zwanej też Kumernis. Ta apokryficzna postać miała zostać wydana za mąż za poganina, lecz gdy odmówiła, ojciec zesłał ją do lochu, gdzie podczas gorliwej modlitwy wyrosła jej broda. Niedoszły małżonek rozmyślił się, a Kumernis została ukrzyżowana. Agata Duda-Gracz przenosi tę historię sprzed pięciuset lat na współczesny grunt. Stawia w Teatrze Muzycznym olbrzymią konstrukcję z metalowych rurek, podestów i drabinek, wypełniającą scenę aż po sufit. Na każdym jej poziomie znajduje się bohater opowieści, doskonale znający swoje miejsce, które widzom dodatkowo podkreśla się tabliczkami z podpisem, kto gdzie „mieszka”. Zdaje się, że to przekrój budynku mieszkalnego (jest i Nieświęty Klozet), lecz szybkie spojrzenie na jego centrum z carskimi wrotami utwierdza w przekonaniu, że jednak mamy do czynienia z rodzajem ikonostasu. Oto i pierwszy dysonans, gdyż jak się później okaże, świętość bohaterów spektaklu zawiera się tylko w nazwie.
Oś przedstawienia stanowią losy nieszczęśliwej miłości Panienki Świętej Kumernis do Młodzianka Świętego Cyryla. W rolach głównych obsadzono występujących gościnnie w Gdyni Magdalenę Kumorek i Cezarego Łukaszewicza, oboje umiejętnie budujących emocje swoich postaci, chociaż to Kumorek ma wyraźnie trudniejsze zadanie, wachlarz jej wcieleń jest znacznie szerszy. W życiu Kumernis są stale obecne również jej przyjaciółki – Panienka Święta Benwenuta i Panienka Święta Ludka. Podglądamy dzieciństwo tej trójki, przechodzimy przez rozterki okresu dojrzewania. Wysławiające się językiem stylizowanym na biblijny, dziewczyny wychowują się w społeczności, gdzie przemoc jest zjawiskiem naturalnym, stoi na porządku dziennym. Począwszy od niewinnego spoliczkowania „dla rumieńców”, przez rytmiczne, umacniające w sąsiedzkiej wspólnocie klapsy w tyłek, po wielokrotne i obleśne sceny gwałtów. Właśnie to totalne przejaskrawienie relacji damsko-męskich to jeden z poważnych zarzutów wobec Kumernis. W spektaklu podział jest prosty: mężczyzna, czyli ten, rządzący i wyzyskujący, kat i oprawca, oraz kobieta. Kobieta jako ofiara jest mu posłuszna. To zabawka, z którą można zrobić, co tylko się zapragnie – wyżyć się seksualnie, jak w scenie w Bardzo Nieświętej Remizie, zmusić do ślubu lub zwyczajnie popijać wódeczkę ze stołu, który dźwiga na plecach żona. W wizji świata stworzonej przez Dudę-Gracz nie ma żadnych barw pośrednich, wszystko jest albo czarne, albo białe – ze zdecydowanym naciskiem na czarne.
Warto wspomnieć o bohaterach drugoplanowych, którzy niejednokrotnie kradli uwagę bardziej, niż ci z pierwszego planu. Zwłaszcza Marta Kwiatkowska – studentka Studium Wokalno-Aktorskiego – mini-rólką Kurki Świętej Podwórkowej. Aktorka, pomimo że nie wypowiada ani słowa i znajduje się cały czas jakby na uboczu wydarzeń, dodaje odrobinę kolorytu tkliwością, z jaką opiekuje się przyszłym potomkiem i rozpaczą po jego stracie. Jej „kurkowatość” dodatkowo podkreśla udana charakteryzacja. Zresztą ogółem kostiumy, z pogranicza wiejskiej dyskoteki i niemieckiej parady równości a artystycznej wizji projektanta mody (ażurowa spódniczka Ludki i szalony wiecheć na jej głowie), są bardzo charakterystyczne i zupełnie nieprzystające do brudu i zła ukazanego świata. Jednak ani imponująca scenografia, ani ciekawe kostiumy nie obronią spektaklu zwyczajnie wzbudzającego odrazę. Jego efektem, w wypadku wielu widzów (co dobitnie udowadniało opuszczanie sali przed końcem przedstawienia), nie będzie refleksja, ale głównie próba zrzucenia przygniatającego psychikę ciężaru. Obawiam się, że reżyserka nie do końca zaufała inteligencji i wrażliwości widzów. Nie zawsze trzeba pokazać wszystko dosłownie, możliwie najbardziej kontrowersyjnie i przytłaczająco. Legenda o Kumernis stwarza możliwość do poetyckiego potraktowania tematu lub rozbicia go odrobiną humoru, czego – wydaje mi się – publiczność oczekiwała, nerwowo chichocząc pod koniec spektaklu, kiedy naprawdę nie było już powodu do śmiechu. Zszokowanie to chyba trochę za mało.
Agnieszka Domańska, Teatralia Trójmiasto
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 151/2015
Teatr Muzyczny w Gdyni
Kumernis, czyli o tym jak świętej panience broda rosła
scenariusz, reżyseria, scenografia, kostiumy: Agata Duda-Gracz
muzyka: Łukasz Wójcik
ruch sceniczny: Tomasz Wesołowski
reżyseria światła: Katarzyna Łuszczyk
konsultacja literacka: Michał Pabian
obsada: Dorota Kowalewska (Mateczka Święta Prakseda), Aleksy Perski (Tatuś Święty Izydor), Katarzyna Wojasińska (Panienka Święta Ludka), Renia Gosławska (Panienka Święta Benwenuta), Magda Kumorek (Panienka Święta Kumernis), Rafał Ostrowski (Młodzianek Święty Albert), Cezary Łukaszewicz (Młodzianek Święty Cyryl), Jerzy Michalski (Mąż Święty Florian), Marcin Słabowski (Mąż Święty Jeremiasz), Mateusz Deskiewicz (Wołek Święty Polny, Warszawiak), Marta Kwiatkowska /ad/ (Kurka Święta Podwórkowa, Panienka Przybłęda, Babcia), Jan Napieralski /ad/ (Kogutek Święty Napłotny, Mieszko z Lasu), Wojciech Daniel /ad/ (Kamień Święty Wołający, Lolek), Krzysztof Suszek /ad/ (Modrzew Nieświęty)
premiera: 30 października 2015
fot. Greg Noo Wak
Agnieszka Domańska – magister kulturoznawstwa znad morza. W Teatraliach również w roli tropicielki przecinków i podwójnych spacji. Lubi zapach sceny. Duchowo związana z Mironem Białoszewskim. Gdańszczanka.
I tu wychodzi jak badrzo kobiety nie rozumieją mężczyzn. Zdecydowana większość mężczyzn >fantazjuje< o posiadaniu haremu czy ciągłej zmianie partnerek. Natomiast potrzebujemy jednej, tej jedynej (ktf3ra z racji niesamowitej przemiany jaką dają kosmetyki w połączeniu z Waszą niesamowitą naturą kobieta może niczym kameleon zmieniać swf3j wygląd przez co jesteśmy z jedną, a nasz samczy mf3zg myśli, że to wiele rf3żnych kobiet). Jak to się ma do nazywania kobiet często zmieniających partnerf3w puszczalską?Po prostu taka kobieta często jest (lub w tym momencie już "była") brana pod uwagę jako potencjalna partnerka i w ten sposf3b wyrażane jest nasze skrajne niezadowolenie i złość nie tylko na tą kobietę ale i na nas, że ją rozważaliśmy.Taka kobieta oczywiście dalej może wejść w związek i być kochającą wierną wspaniałą żoną, matka i kochanką, ale podświadomość automatycznie przypina jej karteczki z opisem "zdradzi", "odejdzie", "nie będzie kochała", "nie chce stałego związku", itd Z taką kobietą być to tortura, dlatego tego typu kobiety często szukają partnerf3w poza kręgami swoich znajomych lub ludzi, ktf3rzy mają o niej jednoznaczną opinię by ukryć fakt posiadania wielu partnerf3w (szczegf3lnie! jeżeli nie były to związki). Jeżeli mężczyzna twierdzi inaczej (t.j. że nie szuka jednej, a raczej woli wiele "przygf3d") to jest jeszcze chłopcem, nastolatkiem (nawet jeżeli ma trzydziestkę lub więcej na karku). Niestety zdecydowana większość kobiet tylko w takich mężczyzn celuje z wyborem i rozciąga swoje błędne opinie na całą populację co rodzi w mężczyznach frustrację i złość.jedni się dostosowują i wracają do bycia chłopcem, inni zostają sami, niektf3rzy mają szczęście, wszyscy nazwą kobietę z wieloma partnerami puszczalską.