
(Nie)szczęście niejedno ma imię (41. Krakowskie Reminiscencje Teatralne)
Tegoroczne, 41. Krakowskie Reminiscencje Teatralne, przebiegały pod hasłem „Kraina szczęścia”. To niezwykle szerokie pojęcie zostało potraktowane przez organizatorów z dużą dozą ironii – spektakle prezentowane podczas festiwalu odnosiły się raczej do czegoś albo bezpowrotnie minionego, albo całkowicie nieosiągalnego.
Specyfika i zarazem siła KRT polega na oferowaniu widzom szerokiego spektrum tego, co moglibyśmy nazwać teatralnym: od pełnowymiarowych spektakli przez teatr tańca, performance, po projekcje i koncerty. Na otwarcie festiwalu można było obejrzeć krótkie przedstawienie Der Bau duetu Isabelle Schad/ Laurent Goldring. Tytułowa „budowa” to ludzkie, nagie (w tym wypadku kobiece) ciało, próbujące swoich sił z symboliczną materią. Tancerka konsekwentnie, rytmicznie budziła swoje ciało do życia. Z początku skromne, jak gdyby nieporadne ruchy przekształcały się w coraz bardziej spójną, niezwykle mechaniczną kompozycję. Ogromne tkaniny w różnych kolorach służyły aktorce za materiał do stworzenia pozornie pracujących maszyn. Fantasmagoryczność, którą uzyskano przez lekkość płótna, w połączeniu z pięknie zbudowaną, wyrzeźbioną, silną kobietą, dawało intrygujący efekt. Oto człowiek wykonuje fizyczną pracę, czyli podstawową umiejętność, jaką nabył u zarania dziejów. Mimo uparcie powtarzanych sekwencji w rytm niespokojnych dźwięków, oczekiwany rezultat nie przychodzi, gdzieś się ulatnia. Szczęście, które od wieków dawała praca oraz dobre samopoczucie, wynikające z jej rezultatów zdaje się powoli odchodzić w zapomnienie. Ludzkie działania zostają stopniowo zastępowane przez w pełni zautomatyzowane, niezależne maszyny, co stara się zobrazować tancerka. Na końcu przegrywa, poddaje się – zawinięta we wszystkie płótna zostaje wchłonięta do środka, znika.
Na drugim biegunie estetycznym znalazł się spektakl Zrób siebie grupy Komuna/Warszawa. Ekstrawagancja, kicz i muzyka techno – potrójna moc uderzeniowa ujęta w jedną, świetnie skomponowaną całość. Przedstawienie obrazowało, na nasze nieszczęście boleśnie celnie, współczesne młode pokolenie selfie. Hipsterska, niezwykle ironiczna parada, jaką mieliśmy okazję obejrzeć na scenie, oscylowała wokół kilku indywidualności (?). Każda prezentowała sferę, z którą szanujący się amator sojowego latte z brodą musi mieć styczność. Bombardowani nieustannymi porcjami komunikatów typu „zmień siebie”, „stań się lepszy”, „zrób coś ze swoim życiem”, świadomie bądź nie ,brniemy w pułapkę dbania o własny wizerunek, o wszystko to, co stawia nas „wobec” drugiego (nieśmiertelny Gombrowicz!). Nie mogło zatem zabraknąć zajęć typu crossfit, lekcji jogi, Iphone’ów, modnych stylizacji, fryzur i podkręcanych wąsów. Artyści biorący na warsztat kulturę masową, z premedytacją zanurzają się w niej całkowicie. Obrazując wszechobecną uniformizację stylu życia, w zabawny, prześmiewczy sposób pokazują środkowy palec wszystkim „lifestylerom” i gwiazdom Instagrama. W najdobitniejszy sposób przejawiało się to w warstwie tekstowej przedstawienia. Niezwykle oszczędne (ale treściwe) w słowa momenty były niczym hashtagi (###), przypisy do obrazu, bo w gruncie rzeczy tylko on się liczy. Ilustracja jako jedyny przekaźnik informacji, substytut języka – smutnie prawdziwe.
Ichś Fischer zaprezentowany przez Teatr IMKA i Nowy Teatr w Warszawie w kontekście innych wydarzeń festiwalowych, stał się ciekawą odskocznią w kierunku „pełnowymiarowego” teatru. Sztuka Hanocha Levina (którego postać była motywem przewodnim Reminiscencji) w zabawny, czerpiący z teatru absurdu sposób mówi o kryzysie męskości we współczesnym świecie. Tytułowy Ichś pewnego zwyczajnego dnia traci swoją męskość w momencie, gdy ta odrywa się od jego ciała i wpada do sedesu. Symboliczny, androgyniczny moment, w którym bohater balansuje między definitywnym określeniem własnej tożsamości, staje się przyczynkiem do ciągu groteskowych perypetii. Ichś będzie musiał zmierzyć się ze swoją największą fascynacją i traumą jednocześnie – mityczną figurą kobiety, czyli tej, która pociąga i zniewala, budzi do życia i uśmierca. Humorystyczny akcent spektaklu podkreśla scenografia, przypominająca kabaretową (recitalową?) scenę, wyraźnie inspirowaną teatrem Krzysztofa Warlikowskego. W tle na ścianie możemy oglądać projekcję kreskówki o Betty Boop, swego czasu zakazanej z powodu rzekomych treści erotycznych. Ichś nie radzi sobie z seksualnością. Nie prezentując stereotypowych zachowań samca alfa, zostaje ukarany odjęciem przyrodzenia. Jakby tego było mało, gdy będzie starał się uratować swój skarb, w toalecie zjawi się kobieta, która nieświadoma tragedii mężczyzny, zacznie defekować do rzeczonej muszli, pozbawiając tym samym Ichsia szans na odzyskanie własnego „Ja”. Pod płaszczykiem komizmu, ze spektaklu przebijają się ciekawe wątki psychoanalityczne. Utrata podmiotowości, symbolicznie przypieczętowana kałem, to groteska w czystej postaci. Relacja damsko-męska odbywa się tu na poziomie instynktów, walki płci, podświadomych gier, manipulacji. Ichś rozpoczyna mityczną wędrówkę w głąb samego siebie. Spotyka ojca, który odcisnął na nim swoje piętno oraz kobiety, które chciałby mieć, ale mieć nigdy nie będzie. Dryfuje gdzieś na wybrzeżu podświadomości, stopniowo odkrywając prawdę o sobie samym. Jaka ona jest? Równie niejednoznaczna, otwarta, tak jak cały spektakl. Uprzedzając niedomówienia, cudowne odrośnięcie penisa nie nastąpiło.
Puppet Cinema i HaZira Performance Art w przedstawieniu Salt of the Earth przeniosło widownię do ogarniętego niekończącymi się konfliktami Izraela. Najważniejszy jednak w tym spektaklu nie był sam temat, ale jego forma. Aktorzy na naszych oczach odtwarzają świat, który przetrwał jedynie w słowie i wspomnieniach. Na środku sceny opróżniają kilkadziesiąt wiader z solą, dzięki czemu przenosimy się na pustynny teren Ziemi Obiecanej. Za pomocą malutkich elementów, takich jak domy, latarnie, samochody tworzą mikrokosmos rozgrywającego się dramatu. Operatorka kamery, używając bardzo dużego zbliżenia, uzyskuje niesamowity efekt, który obserwujemy na wiszącym projektorze. Lalka (zniszczona, bez wyraźnego charakteru) w tym wypadku pełni rolę figury – każdego, kto przeżył trudny okres powojenny, a zwłaszcza wojnę domową w Mandacie Palestyny i I wojnę izraelsko-arabską. Scenografia, sposób prowadzenia narracji, przypomina słynny Walc z Baszirem. Ucieczka głównego bohatera z Tel-Awiwu do kibucu En Charod jest niezwykle symboliczna. Jeśli po drodze spotykają go straszne rzeczy, jeżeli staje przed trudnymi moralnie wyborami, to nie obserwujemy tego bezpośrednio na scenie – wszystko opiera się na słowie (jakże istotnym w tradycji żydowskiej!), muzyce i echach zmarłych. Sól Ziemi jest niezwykle plastycznym spektaklem, filmem (?), próbującym zmierzyć się z zawiłą, pełną krwi i cierpienia historią.
Sprzedawcy Gumek prezentowani przez Teatr im. Adama Mickiewicza w Częstochowie to spektakl, w którym postawiono na proste środki wyrazu. Trójka aktorów, minimalna scenografa (okienko w aptece, ławka, dwa mikrofony) wystarczyła, by w pełni napawać się śmiesznym, błyskotliwym tekstem Hanocha Levina. Choć temat seksualności korespondował w pewien sposób z warszawskim Ichsiem Fscherem, to został potraktowany zgoła inaczej. Klasyczny nieszczęśliwy trójkąt miłosny typu dwaj mężczyźni plus kobieta nie jest w stanie wyjść ze swego rodzaju impasu. Otóż każdy z bohaterów chciałby osiągnąć w życiu swoiście rozumiane szczęście (od bogatego męża przez fizyczne spełnienie, po sprzedaż świetnej jakości dziesięciu tysięcy prezerwatyw produkcji australijskiej, otrzymanych w spadku po ojcu). Mimo że postaci starają się uzyskać porozumienie, komunikują się ze sobą, ba, nawet zdarza się im spędzać razem noce, to własny interes, nie pozwala tak naprawdę na oddanie się do końca drugiemu człowiekowi. Spektakl w przewrotny sposób kpi z niemożności osiągnięcia szczęścia w momencie, w którym staramy się je zbudować na fałszywych, wynikających czy to z konwencji, czy kultury, czy dobrego wychowania przesłankach. Levin zdaje się mówić, że bezinteresowna miłość nie istnieje, każdy ma jakieś wewnętrzne, egoistyczne pobudki skłaniające go do wiązania się z dugą osobą. Świetnie zagrani Sprzedawcy gumek wciągają widza w słodko-gorzką grę słów, gestów i dźwięków.
Księżniczka na opak wywrócona, spektakl dyplomowy studentów krakowskiej PWST, to niezwykle stonowana, dbająca o słowo, oszczędna w scenografii inscenizacja tekstu Pedra Calderona de la Barci. Klasyczna historia miłosna, w której to młodzi zakochani z dwóch różnych rodów muszą pokonać przeszkody, stające na drodze do ich szczęścia, została poprowadzona w taki sposób, by uwypuklić, dać możliwość popisu gry młodym aktorom.
Ubrane na biało postaci funkcjonują w symbolicznej przestrzeni dwóch pałaców, których centralnym punktem jest ogród (precyzyjnie oddzielony kwadrat z usypaną ziemią). Począwszy od pierwszego spotkania kochanków, przez kolejne intrygi, klasyczne qui pro quo, aż po finał możemy napawać się płynącym ze sceny słowem. Tradycyjnie potraktowany tekst pozwala na wykorzystanie pełnej gamy umiejętności aktorskich. W przypadku tego spektaklu, historia, która przebiega niezwykle liniowo, płynnie, nie jest wadą, a zaletą przedstawienia. Konserwatywne (w słowie) potraktowanie dworskiego dramatu sprzed pół wieku wydawać by się mogło zadaniem karkołomnym, jednak w tej realizacji jest siłą, przedstawiającą pełną gamę uczuć, jaką człowiek jest w stanie zakomunikować. Na szczególną uwagę zasługuje lekkość, nieco ironii, humoru i dystansu do wypowiadanych fraz. Księżniczka na opak wywrócona łączy w sobie hołd dla słowa jako takiego, jednocześnie prezentując go z perspektywy teatru XXI wieku. Wszyscy grający są na równie wysokim poziomie, funkcjonują na scenie niczym system naczyń połączonych. Niezwykle ważnym punktem przedstawienia jest sam finał, gdzie „szczęśliwe zakończenie” zostaje ujęte w symboliczny nawias – czarną ramę, w której wszyscy tłoczą się jak gdyby pozowali do zdjęcia, czyli tam, gdzie z rodziną wychodzi się najlepiej, od zawsze.
Słodko-gorzkie, kampowe, ale i konserwatywne, kiczowato-kabaretowe 41. Krakowskie Reminiscencje Teatralne są już historią. Kraina szczęścia, do której tak wszyscy tęsknimy po raz kolejny okazała się jedynie utopią śnioną przez niepoprawnych optymistów, wariatów, marzycieli-sentymentalistów. Na nasze szczęście mamy ich pod dostatkiem, bo to w dużej mierze oni tworzą teatr przez wielkie „T”.
Piotr Gaszczyński, Teatralia Kraków Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 178/2016
- Krakowskie Reminiscencje Teatralne (7-12.10.2016)
Isabelle Schad/ Laurent Golding
Der Bau
koncepcja, choreografia: Isabelle Schad, Laurent Golding
muzyka, reżyseria dźwięku: Peter Bohm
reżyseria światła: Mehdi Toutain-Lopez
pomoc techniczna: Martin Pilz, Mehdi Toutain-Lopez
produkcja: Heiko Schramm
wykonanie: Isabelle Schad
Komuna/Warszawa
Zrób siebie
koncepcja, choreografia: Marta Ziółek
dramaturgia: Anka Herbut
muzyka: Lutto Lento
zdjęcia: Witek Orski, Dawid Grzelak
wideo, oprawa wizualna: Krzysztof Bagiński
kostiumy: Marta Ziółek
scenografia: Dominika Olszowy
menadżer produkcji: Ewa Paradowska
kreacja i performance: Agnieszka Kryst, Ramona Nagabczyńska, Robert Wasiewicz, Paweł Sakowicz, Katarzyna Sikora, Marta Ziółek
piosenkarka: Maria Magdalena Kozłowska
Teatr IMKA i Nowy Teatr w Warszawie
Hanoch Levin
Ichś Fischer
przekład: Agnieszka Olek
reżyseria i adaptacja: Marek Kalita
scenografia, kostiumy: Katarzyna Adamczyk
reżyseria światła: Katarzyna Łuszczyk
dramaturgia: Tomasz Śpiewak
opracowanie muzyczne: Piotr Polak
asystent reżysera: Adam Kasjaniuk
inspicjent: Łukasz Jóźków
zdjęcia: Tomasz Tyndyk
obsada: Marek Kalita, Wenanty Nosul, Piotr Polak Aleksandra Popławska, Stephano Sambali, Tomasz Borkowski, Adam Kasjaniuk
Puppet Cinema i HaZira Performance Art
Salt of the Earth
w oparciu o powieść Droga do Ein Harod Amosa Kenana
reżyseria: Zvi Sahar
konsultanci: Oded Littman, Aya Zaiger, Michal Vaknin
dramaturgia: Oded Littman
opracowanie, obsługa kamer: Aya Zaiger
muzyka, efekty dźwiękowe: Gai Sherf
śpiew: Rona Kenan
reżyseria światła: Adi Shimrony
twórcy lalek: Zvi Sahar, Robin Frohardt, Eti Sahar, Jessica Scott, Aya Zaiger
reżyseria lalek: Jessica Scott
wykonawcy i lalkarze: Zvi Sahar, Michal Vaknin, Yuval Fingerman, Boaz Gilad, Aya Zaiger
Teatr im. Adama Mickiewicza w Częstochowie
Hanoch Levin
Sprzedawcy gumek
przekład: Agnieszka Olek
reżyseria: Andrzej Bartnikowski
scenografia: Wanda Kowalewska
muzyka: Marcin Rumiński
akustyka: Dominik Głowacki
obsada: Agata Ochota-Hutyra, Michał Kula, Antoni Rot
Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna imienia Ludwika Solskiego w Krakowie
Pedro Calderon de la Barca / Jarosław Maria Rymkiewicz
Księżniczka na opak wywrócona
reżyseria: Remigiusz Brzyk
muzyka: Jacek Grudzień
scenografia: Natalia Majka, Agata Leżuch, Dagmara Jemioła-Hryniewiecka
asystentki reżysera: Adrianna Alksnin, Ewa Mikuła, Klaudia Wójciak
obsada: Dominika Feiglewicz, Emilia Korsak, Klaudia Bełcik, Kamila Banasiak, Jan Niemczyk, Marcin Sztendel, Jakub Sasak, Maciej Grubich, Kacper Lech, Martin Bogdan
premiera: 9 października 2016 na scenie im. Stanisława Wyspiańskiego
Piotr Gaszczyński (ur. 1987) – absolwent filologii polskiej oraz teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. W „Teatraliach” publikuje od 2010 roku. Miłośnik groteski pod każdą postacią, fan Manchesteru United i czarnej kawy.
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.