
To nie jest biografia (Wiera Gran)
Wiera Gran w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego to spektakl osobliwy: demonstracyjnie nieczytelny, kpiący z oczekiwań widzów i wszystkich teatralnych konwencji. Opowiada biografię słynnej piosenkarki, nie podając właściwie żadnych faktów, a raczej tworząc (bardzo) swobodne interpretacje kluczowych momentów jej życia.
Funkcję scenografii w tym przedstawieniu pełni greenscreen – zielone tło używane na planach filmowych, które może zostać następnie wymienione na dowolny widok. Intensywna zieleń, oczekująca na obrazy mające ją zastąpić, mówi wyraźnie: kontekst jest wszystkim. Najważniejsze staje się tło, na którym przedstawia się daną historię: można dowolnie podkręcić, zuniwersalizować i uatrakcyjnić każdy żywot i z wiszącego na linkach aktora w śmiesznym kostiumie uczynić superbohatera. Jednak tło dla Wiery Gran w tym spektaklu pozostaje ostentacyjnie puste.
Życie młodej, zdobywającej w dwudziestoleciu międzywojennym uznanie piosenkarki rewiowej mogłoby, być może, wznieść się do rangi symbolu. Wiera występuje i cieszy się dużą popularnością w getcie warszawskim, do którego weszła dobrowolnie, aby nie zostawiać matki i sióstr. Następnie wydostaje się stamtąd dzięki pomocy swojego partnera życiowego, a po wojnie oskarżona zostaje o kolaborację z nazistami. Nie wygląda dobrze śpiewanie dla grupy uprzywilejowanych wśród skrajnej nędzy ani wymknięcie się w stosownym czasie na stronę aryjską.
Gran broni się przed oskarżeniami, walczy z ostracyzmem i dobrowolnie poddaje się przesłuchaniom. Koncertuje w Polsce, następnie opuszcza kraj. Jednak pomówienia ścigają ją także w Izraelu, dokąd wyjeżdża. Karierę ostatecznie udaje jej się zrobić w Paryżu. Tragedia odbija się na jej zdrowiu psychicznym: czuje się zaszczuta, obsesyjnie próbuje oczyścić się z zarzutów, między innymi pisząc książkę Sztafeta oszczerców.
Piaskowski trafnie zauważa, że pisanie czyjejś biografii właściwie oznacza zawłaszczenie życiorysu, szczególnie w przypadku narracji o artystach. Człowiek sztuki jest własnością swoich odbiorców: każdy wytwarza sobie jego własny obraz i pragnie narzucić go wszystkim, także pierwowzorowi. Na scenie roi się więc od Wier Gran. Jest nią każdy z aktorów. Wszyscy mają na sobie jedynie fragmenty wykwintnej estradowej sukni, które po złożeniu wcale niekoniecznie utworzyłyby spójną całość. W każdej scenie ktoś inny przejmuje funkcję głównej bohaterki, a pozostali tworzą chór, są świadkami jej poczynań. Czasem wcielają się w osoby, które piosenkarka spotyka na swojej drodze, w niedookreślone i niedoprecyzowane widma, w których odbijają się myśli i obsesje Wiery.
Podobnie nie składa się biografia: otrzymujemy jedynie strzępy informacji, które są do tego stopnia przetworzone, że pozostają niezrozumiałe. Zgadzają się kluczowe fakty, ale nieumocowane w żadnej narracji, pozbawione kontekstu, są i tak pozbawione znaczenia. Trudno powiedzieć nawet, kim jest główna bohaterka; rozbicie jej osobowości na chór głosów pozbawia ją cech charakterystycznych. Wymyka się i rozpada, prawie nie istnieje.
Niczego nie ułatwia żonglerka konwencjami, zabawa kiczem i obciachem. Scenografia tak oszczędna, że uwydatniająca nagość sceny. Kostiumy jakby awangardowe, ale kpiące z awangardy. Tekst Weroniki Murek, chociaż tym razem niemal pozbawiony charakterystycznej dla niej stylizacji, skrzy się od złotych myśli. W pierwszym odruchu chce się je chwycić i uczynić kluczem do kolejnych scen, ale natychmiast wylatują z głowy wyparte przez inne.
Momentem szczytowej ironii jest szumnie zapowiedziana przez aktorów, na chwilę rezygnujących z posłuszeństwa iluzji scenicznej, piosenka. Ma ona wprowadzić ton serio, rzucić nowe światło na postać Wiery Gran, wnieść odkrywcze wątki polityczne i pchnąć refleksję nad tą postacią na nowe tory. A jedna z aktorek wyśpiewuje, wystukując prostą melodię na malutkim keybordzie: „Nocą/ gdy gwiazdy się złocą/ tęskni serca mocą/ i o tobie śni”.
Wydaje się, że nie można postawić sprawy jaśniej. To, co nazywamy przeszłością i chcemy uważać za miejsce, w którym mieszka prawda, to nic więcej jak konstruowana historia. Uhistorycznienie, włączenie jednostkowego życiorysu do wielkiej narracji (zagłady, winy, oskarżenia, roli sztuki) służy nie oddaniu danej postaci sprawiedliwości, ale nadania wartości figurze, która zostaje uprzednio zawłaszczona przez mówiącego. Budowanie narracji zawsze jest w jakimś sensie nieuczciwe.
Komu chcemy oddać sprawiedliwość, rzekomo oddając ją artystce? Do czego chcemy tak naprawdę ją wykorzystać? To pytania, które stawiają twórcy, co pozwala im odciąć się od podobnych praktyk. Robią więc spektakl, który bełkocze zamiast mówić okrągłymi zdaniami i w ten sposób, być może, jest w stanie powiedzieć cokolwiek. Nie od dziś wiemy, że najuczciwiej jest obnażyć ukryte mechanizmy konstruowania dyskursu i nie udawać, że wie się więcej, niż w ogóle można wiedzieć.
Ida Ślęzak, Teatralia Warszawa Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 224/2018
Teatr Żydowski w Warszawie
Weronika Murek
Wiera Gran
scenariusz sceniczny: Weronika Murek, Jędrzej Piaskowski
reżyseria: Jędrzej Piaskowski
scenografia i światło: Aleksandr Prowaliński
kostiumy: 1683 Atelier
muzyka: Bartosz Ignor, Michał Lis, Piotr Lis
ruch sceniczny i choreografia: Katarzyna Sikora
asystentka reżysera: Katarzyna Post
asystentka scenografa: Joanna Antoniewicz
obsada: Marcin Błaszak, Piotr Chomik, Monika Chrząstowska, Ewa Dąbrowska, Ewa Greś, Joanna Rzączyńska, Ewa Tucholska, Małgorzata Trybalska
fot. Natalia Kabanow
Ida Ślęzak – studentka filozofii i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim.
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.