
Some kind of love story (Coś w rodzaju miłości)
W nocy światem zaczynają rządzić siły, które w dzień pozostają ukryte. Nocną porą odbywają się spotkania, na które za dnia żadna szanująca się osoba nigdy by sobie nie pozwoliła. Po zmierzchu prowadzi się rozmowy i wypowiada słowa, na które brakuje odwagi w świetle słońca. Some Kind of Love Story (polska wersja: Coś w rodzaju miłości) to sztuka Arthura Millera, która,ak zaznaczono w tytule, zarazem jest i nie jest historią miłosną. Opowiada o relacji, w której manipulujący i manipulowany często zamieniają się rolami. Ponad godzinne, nocne spotkanie bohaterów – detektywa i kobiety do towarzystwa – możemy obejrzeć na Scenie Kameralnej Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie dzięki reżyserce, Martynie Łyko.
Oboje są doświadczeni, mają za sobą wiele relacji. On (Robert Żurek) – traumatyczne przejścia sprzed kilku lat, a także toksyczną więź z żoną. Ona (Mariola Łabno-Flaumenhaft) – molestowana przez ojca, kontaktuje się z podejrzanymi ludźmi z półświatka. Połączyła ich sprawa morderstwa, które on chce rozwikłać, a ona zostaje jego informatorem. Szybko okazuje się jednak, że znajomość idzie dużo dalej – bohaterowie stają się kochankami. Związek ten jednak nie do końca jest uczciwy: każde z nich nosi piętno swoich poprzednich relacji i ma swoje interesy do zrealizowania. Manipulują. Naginają fakty. Krzywdzą, a jednak potrzebują siebie nawzajem. „Nie ma nic tak nietrwałego jak szczęście” – powiadał August Strindberg. Podobnie jest w sztuce Millera. Każdy moment, w którym wydaje się, że postaci chcą być razem bez udawania i ranienia siebie jest jedynie preludium do ostrej wymiany zdań.
Spektakl Łyko jest intymny i klimatyczny. Wszystko dzieje się w jednym pokoju. Na wystrój składają się tutaj szafki, kilka bibelotów, lustro (tak ważne w ostatniej wizyjno-onirycznej scenie) i łóżko, nad którym wisi krzyż. Tak zbudowana scenografia (Paulina Rzeszowska) wraz z panującym na scenie półmrokiem buduje klimat sprzyjający nocnym rozmowom kochanków, tworzy atmosferę bezpieczeństwa i dyskrecji (główna bohaterka w swoim pokoju chroni się nie tylko przed realnym zagrożeniem, ale i przed dręczącymi ją wizjami). Centralnym miejscem jest łóżko, na którym wprawdzie nie dochodzi do miłosnego spełnienia, ale które przypomina bohaterom piękne, a czasem bolesne chwile.. Również tam odbywają się ważne dla kochanków rozmowy. Na rozrzuconej pościeli kilka razy zasypia główna bohaterka, tracąc kontakt z rzeczywistością, zapominając, gdzie jest i o czym była mowa.
Oszczędnie użyto muzyki (David Kollar), która podbija nastrój niepokoju, a w ostatniej scenie ukazuje napięcie oraz niezdecydowanie bohatera. „Przez okno” – tak widzowie obserwują sytuacje rozgrywające się w mieszkaniu. Na początku śpiącą bohaterkę widzimy jedynie przez cienką firankę, którą później odsłania, jakby zapraszając nas do współudziału w dramacie. Robert Żurek i Mariola Łabno-Flaumenhaft kreują intrygującą, elektryzującą relację, przez cały spektakl trzymając widza w napięciu. Łabno-Flaumenhaft przedstawia kilka twarzy głównej bohaterki: raz jest liryczna i spragniona miłości, raz wulgarna i obsceniczna, czasem z żalem opowiada o demonach swojej przeszłości. Można powiedzieć, że „ja” tej postaci jest złożone. Najbardziej intrygujące są momenty, w których bohaterka jakby na chwilę traci świadomość. Zazwyczaj dzieje się to po ostrym spięciu z partnerem, gdy natychmiast zasypia i budzi się, nie wiedząc, co zaszło. Robert Żurek również pokazuje różne odcienie granej postaci, ale przede wszystkim wagę problemów, o których jego bohater wcale nie chce mówić. Konstanty Ildefons Gałczyński powiedziałby, że ,,trapią go jakieś rozpacze”, a więc wątpliwości, rozterki, bagaż emocji i wspomnień, których nie może się pozbyć.
Spektakl Martyny Łyko jest przedstawieniem kameralnym, w którym detal, półcień i niedopowiedzenia odgrywają wielką rolę. Choć intryga kryminalna schodzi na drugi plan, z ciekawością śledzi się rozwój wydarzeń z nią związanych, zatopionych w dialogach, pełnych bolesnych puent i zaskakujących przełamań. Scenografia, dzięki której na scenie powstają piękne obrazy, interesujące postaci oraz ich przejmujące perypetie to z pewnością największe atuty tego wyjątkowego przedstawienia.
Mateusz Kucab, Teatralia Rzeszów Internetowy Magazyn "Teatralia", numer 225/2018
Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie
Arthur Miller
Coś w rodzaju miłości
Przekład: Małgorzata Semil
Reżyseria: Martyna Łyko
Scenariusz: Arthur Miller
Opracowanie tekstu: Martyna Łyko
Scenografia i kostiumy: Paulina Rzeszowska
Muzyka: David Kollar
Inspicjent i sufler: Małgorzata Depta
Obsada: Robert Żurek, Mariola Łabno-Flaumenhaft
Premiera 27 lutego 2016
Fot. Maciej Mikulski
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.