
Eksperyment niekontrolowany (Improwizacje#9)
„Improwizacja nie może się nie udać” powtarzałam sobie, kiedy wychodziłam z Teatru Capitol po 9. edycji cyklu Agaty Dydy-Gracz, próbując przekonać samą siebie, że pomimo wielokrotnego chowania twarzy w dłoniach zobaczyłam dokładnie to, co miałam zobaczyć. Trudno jednak było pozbyć się odczucia, że pomimo ogromnego potencjału,, wykonawcy odrobinę się po drodze pogubili .
Obserwując rozwój cyklu Improwizacje, można odnieść wrażenie, że autorka szuka coraz to nowych, świeższych i bardziej eksperymentalnych form tego teatralnego przedsięwzięcia. I bardzo się to ceni! Tym razem na Scenie Ciśnień mogliśmy zobaczyć swoistą syntezę sztuk: malarstwa, muzyki, literatury i teatru. Punktem wyjścia, ale również dojścia, było malarstwo: portrety namalowane przez Rembrandta służyły jako wskazówka, inspiracja dla kreacji aktorskich, a spektakl miał się zakończyć sceną również inspirowaną obrazem tego malarza. Dążenie do konkretnej sytuacji scenicznej to w cyklu Improwizacji nowość. Zadanie postawione przed aktorami również było trudniejsze: interpretacja dzieła plastycznego i odniesienie się do niego w swoim wystąpieniu to w końcu proces o wiele bardziej skomplikowany niż podążanie za przeczytanymi wskazówkami reżysera-inicjatora.
Wszystkie wybrane portrety miały być wzorami kreowanych na scenie postaci: Andrzej Deskur przedstawiał Portret mężczyzny z piórem, Renia Gosławska Portret kobiety, Michał Kocurek ostatni Autoportret Rembrandta, Robert Koszucki Portret Matki, Maciek Musiałowski Porteret meżczyzny w kapeluszu, Dariusz Starczewski Portret mężczyzny w stroju polskim albo egzotycznym, L.U.C. Rozpłatany wół. Dodatkowo zaimprowizowała również Elżbieta Romanowska. Nie widzieliśmy co prawda w aktorach bezpośrednio wizualnych inkarnacji bohaterów z obrazów – nie o to zresztą chodziło. Można było jednak odnieść wrażenie, że oto grupa osób, jakoś duchowo związanych z postaciami przedstawionymi przez mistrza, spotyka się w nieoczywistym miejscu-pokoju ze stołem, świecami i dywanem położonym na stole, i musi się jakoś w tej przestrzeni odnaleźć. Co ciekawe, ten plastyczny punkt wyjścia na scenie zamienił się w zgoła inny środek wyrazu: postacie były bardzo muzyczne, właściwie każda z nich w pewnym momencie śpiewała, intonowała jakąś melodię lub grała na instrumencie. Był to ciekawy zabieg z dużym potencjałem na ciekawy rozwój. Niestety, nagle zdarzyło się coś dziwnego, wręcz niewytłumaczalnego: muzyka przejęła kontrolę nad sytuacją. Improwizujący L.U.C., najwyraźniej chcąc zaznaczyć uczucia Rozpłatanego wołu,dźwiękami zagłuszał aktorów, teksty, sytuacje, myśli widowni: jednym słowem wszystko, co nie przyzwyczajony do imprez w stylu techno odbiorca mógłby usłyszeć. Nastrój przedstawienia nagle zamienił się we wszechobecną irytację. Wprowadzenie chaosu czy nerwowości na scenę oczywiście samo w sobie nie jest błędem: w improwizacji wszakże wszystko jest dozwolone, jednak takim działaniem zatarł największą bodaj zaletę Improwizacji: widoczne współdziałanie elementów i postaci oraz stopniowe budowanie napięcia i relacyjności na scenie. Aktorzy w konfrontacji z tak donośnym znakiem, jak zagłuszająca muzyka, musieli albo ją (nieskutecznie) przekrzykiwać albo ulec konwencji i zaginąć we wszechobecnym chaosie i histerycznym krzyku. I znów: wszechobecny chaos na scenie jest rzeczą jak najbardziej dozwoloną, jednak wymuszając czy narzucając go L.U.C. zrobił jedyną rzecz, jakiej w improwizacji robić nie należy: ograniczył wolność swoich scenicznych partnerów, ich możliwość wyboru, jakimi środkami się posłużą i jak zbudują swoją postać. Ograniczył też wolność widowni w odbiorze, która straciła możliwość słyszenia i śledzenia aktorów. Wykonawcy starali się jednak jak mogli: w galimatias malarsko-muzycznym próbowali uroczo wpleść wątek literacki i baśniowy. Postanowili zainscenizować scenki związane z Piotrusiem Panem, co otwierało duże pole do budowania sytuacji. Byłoby im jednak o wiele łatwiej, gdyby muzyczny performans nie skupiał na sobie całej uwagi. Improwizacje w przeciągu ostatnich 9 miesięcy zyskały rzesze fanów, widownia jest przepełniona i kto przynajmniej raz widział przedsięwzięcie, chce wracać. Pomimo tego że muzykowi prawie udało się udowodnić, że improwizacja może się jednak nie udać, doświadczenie Improwizacji jak zwykle zaowocowało poczuciem uczestnictwa w ciekawym i wartym zobaczenia eksperymencie – każdy eksperyment ma w końcu prawo zakończyć się niekontrolowanym wybuchem.
Zuzanna Zajt, Teatralia Wrocław
Internetowy Magazyn „Teatralia”, numer 154/2015
Teatr Capitol
Improwizacje#9
włączyła i wyłączyła: Agata Duda-Gracz
zaimprowizowali: Andrzej Deskur, Renia Gosławska, Michał Kocurek, Robert Koszucki, Maciej Musiałowski, Dariusz Starczewski i L.U.C (muzyka)
pan od wuefu: Tomasz Wesołowski
współpraca: Sabina Misakiewcz, Daniel E. Groszewski
kierownictwo produkcji: Agnieszka Kozak
Zuzanna Zajt absolwentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Aktualnie mieszka w przeróżnych środkach transportu. Zawodowo przekonuje dziesięciolatki, że teatr to coś zupełnie innego niż „takie kino, tylko że gorsze”
Comments are closed, but trackbacks and pingbacks are open.